niedziela, 31 stycznia 2010

K. Kłopotowski - „Wszystko co kocham”

Domagam się dojrzałości charakteru a to wymaga od nas dojrzałości także politycznej. Tej dojrzałości nie okazał "Katyń" Andrzeja Wajdy. Nie okazuje także "Wszystko co kocham' Jacka Borcucha. Jest to pierwszy polski film przyjęty do konkursu głównego na festiwalu w Sundance. To dobrze, ale mogło być lepiej. Bo co to za myślenie o życiu i Polsce?
Jacek Borcuch opowiada o młodości tak, jak gdyby przez minione lata odmówił dojrzewania. Niczego się nie dowiedział lub nie chciał dowiedzieć o Solidarności, stanie wojennym i sterowanym przez SB i WSI demontażu komuny. Słodkie wspomnienie zatrzymał na poziomie naiwnej niewiedzy politycznej. Popadł w sentymentalizm. Jego film to w gruncie rzeczy sielanka, gdy na wydarzenia fabuły spojrzy się okiem człowieka dorosłego. Wymowne jest zakończenie - główny bohater biegnie na tle wymazanego na murze protestacyjnego napisu „Wolność”. Ale zwróćcie uwagę na kierunek biegu. Dlaczego ucieka od wolności? Dlatego, że prawdziwa wolność wymaga świadomości, ponieważ w innym razie jest manipulowana przez starszych i mądrzejszych.
„Wszystko co kocham” jest dobre lecz nie - mądre. Sympatyczne ale nie wnikliwe. Można się wzruszyć jednak trzeba pamiętać, że na pierwszej miłości, sukcesie i buncie życie wcale się nie kończy. Kiedyś trzeba dojrzeć.
 blog it

Brak komentarzy: